środa, 11 lutego 2015

Rozdział 10

*miesiąc później*
-Harry, nie chcę cię opuszczać.-powiedziałam cicho łkając. Łzy ciekły mi jak rzeka z oczu. Staliśmy we dwójkę nie mogąc się od siebie oderwać. Chłopcy z dziewczynami stały i płakały w ich ramię. Za bardzo się zżyliśmy.
-Kocham cię tak bardzo. Pamiętaj.-powiedział z czerwonymi oczami. Podciągnął nosem i mnie mocno pocałował.
Pasażerowie lotu 327 z Londynu do Nowego Jorku, proszeni są o podejście do wejść. Samolot zaraz startuje.
Powiedziała jakaś kobieta.
-Nie chcę cię opuszczać.-powiedziałam cicho.
-Ja też, ale chcę żebyś spełniła swoje marzenia.-powiedział i z niechęcią puścił mnie.-Idź, samolot czeka.
-I love you...-szepnęłam i jeszcze pomachałam chłopcom i dziewczynom i poszłam. Czas zacząć chyba nowe życie.
Lot trwał chyba nieskończenie długo, aż 9 godzin! Na lotnisku miał czekać mężczyzna z moim nazwiskiem, który miał mnie odwieźć do mojego nowego apartamentu.
-Przepraszam, pani Blake?-spytał jakiś młody mężczyzna.
-Tak. Pan od Burberry?
-Tak. Chodźmy.-wziął moje walizki, których była masa i pojechaliśmy. Przed sobą ujrzałam ogromny wieżowiec, który mieścił chyba z 30 pięter.-Zapraszam.-powiedział otwierając mi drzwi i  weszliśmy do windy. Oliver, jak przeczytałam z plakietki przycisnął 30. Czyli mieszkam na ostatnim piętrze. Miło.-Jak minęła pani podróż?
-Dobrze tylko za długa.-zaśmialiśmy się oboje. Kiedy już wjechaliśmy na górę ujrzała cudowne widoki na miasto.
Moje mieszkanie było ogromne! Przestronna kuchnia połączona z jadalnią, gigantyczna łazienka i sypialnia, salon i duuuża garderoba!
-Myślę, że spodoba się pani. Za godzinę przyjadę po panią i pojedziemy na obiad jak i również na spotkanie z panią Krey. Jest panią na prawdę zauroczona.-powiedział.
-Miło mi.
-Dobrze. Do widzenia.-i go nie było. Z mojej torebki wyjęłam mojego iPhone'a i napisałam do Hazzy wiadomość.

'Jestem już w mieszkaniu. Mocno cię kocham i tęsknię'

Odłożyłam go na łóżko i poszłam umyć twarz i zrobić makijaż jeszcze raz. Kiedy już byłam gotowa, z walizki wyciągnęłam ubrania i się przebrałam.
Wzięłam telefon i torebkę i wyszłam z apartamentu zjeżdżając windą do lobby*.
-Możemy jechać.-powiedziałam do mężczyzny. Razem z nim po zaledwie 5 minutach dojechaliśmy pod restauracje Per Se. 
Weszliśmy do środka i dmuchnął we mnie zapach słodkiej wanilii.
-Dzień dobry. Pani Krey czeka.-powiedziała kelnerka i zaprowadziła nas do naszego stolika.
Na sali stał tylko jeden stół przy, którym siedziała kobieta w średnim ubrana w czarną, obcisłą sukienkę przed kolano a do tego czarne szpilki. Miała długie, ładne, blond włosy.
-Witam, bardzo mi miło cię wreszcie poznać.-uścisnęła moją dłoń.
-Mi również. Dziękuję za tę propozycję.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Siadaj. Oliver przyjedź po nią za 2 godziny, dobrze?
-Oczywiście. Do widzenia.-pożegnał się

-Widzę w tobie ogromny potencjał, Olivio.-powiedziała.
-Dziękuję pani.
-Twoja matka też kochała robić zdjęcia. Wychodziło jej to genialnie, ale chyba bardziej nadaje się jako bizneswoman.-zaśmiała się.
-Moja mama też była fotografką?
-Tak. To ona zrobiła mi pierwsze zdjęcie. Byłyśmy przyjaciółkami dopóki nie wyjechała do Irlandii.
-Mogę podać numer mamy.-zaproponowałam.
-Bardzo miłe z twojej strony.-powiedziała i odebrała ode mnie karteczkę z ciągiem cyfr.-Ale porozmawiajmy p czymś innym. Chciałabym abyś podpisała kontrakt z naszą firmą na pół roku. Oczywiście jeśli inne firmy zaproponują ci pracę, ale nie kontrakt będziesz mogła przyjąć ich propozycję. Więc jak będzie?-spytała ciekawa.
-Oczywiście!-i podałyśmy sobie dłoń.




Przepraszam że taki krótki, ale nie mogłam się wyrobić.